środa, 15 października 2003

Jak chleb

Być dobrym jak chleb, dawać siebie każdemu, kto przyjdzie...
nawet nie "dawać", ale pozwolić brać... każdemu kto zechce... każdemu kto głodny...

Lubię patrzyć na Chrystusa w Najświętszy Sakramencie... choć słowo "lubię" nie pasuje tu zupełnie...
ale jak nazwać to, co czuję w momencie, gdy klęczę przed Chrystusem pod postacią chleba ? nie znajduję słów...

gdy patrzę na Niego wciąż na nowo ogarnia mnie zdumienie... że wybrał właśnie chleb... że dał się w sposób tak bezwzględny, bezgraniczny...
wiedział o wszystkich profanacjach, o niegodnych przyjęciach Go, o każdej zdradzie...
wiedział o samotności tabernakulum...

i został z nami...
mimo naszego pośpiechu i braku czasu na chwilę adoracji...
mimo naszych niedbałych przykucnięć, bo nawet nie przyklęknięć, przed Nim - ukrytym i cichym, a jakże obecnym i czekającym...
od kogóż więc uczyć się bycia dobrym jak chleb ?

a we mnie tyle zranień, często starannie pielęgnowanych...
jedno wciąż tak świeże... gdy jeszcze wciąż przede mną spotkanie z człowiekiem, który zranił...
i choć już minął pierwszy bunt, choć żalu jest już mniej...
wciąż boli... a w głowie zapala się czerwona lampka: "Ostrożnie ! Z tym człowiekiem trzeba uważać !"
i nie jest to lampka zwiastująca Twoją obecność... to nie jest wieczna lampka tabernakulum...
to moje "ego", które wciąż jeszcze ma tyle do powiedzenia...

i jak tu być dobrym jak chleb ?
jak rozdawać się ludziom, gdy łamanie wciąż boli tak bardzo...
długa droga przede mną...


"Panie, nie jestem godzien...
ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiony sługa Twój",

bo tylko Ty możesz tego dokonać.


0 komentarze:

Prześlij komentarz