sobota, 4 października 2003

Bajka ?

"Przykład świętych nas pobudza, a ich bratnia modlitwa nas wspomaga"

Żyła sobie kiedyś mała dziewczynka. Dziewczynka o smutnych oczach i smutnym sercu. Nie miała przyjaciół, nie miała nawet znajomych. Całe dnie spędzała w oknie swojego pokoju, patrząc na świat, który wydawał jej się piękny, magiczny, radosny. Patrzyła na swoich rówieśników i coś w niej umierało. Umierała jej wiara, umierała nadzieja na lepsze życie. Z każdym dniem umierały jej marzenia.

Powoli zapominała o tym, co mówili jej rodzice, czego ją uczyli. Praktycznie już się nie modliła, wykręcała się od niedzielnych Mszy...
Rodzice widzieli, że dzieje się coś złego, ale nie potrafili jej pomóc.
A ona nie umiała z nimi o tym rozmawiać.

Mała dziewczynka zamykała się w swoim świecie, świecie odgrodzonym od prawdziwego życia szklaną szybą w jej pokoju.
Czasem tylko cichutko płakała w poduszkę - zwykle nocą, by nikt nie słyszał. A jej serce wykrzykiwało wtedy ból i żal do Boga. To była wtedy jej jedyna modlitwa. Prosiła tylko o śmierć... ta mała smutna dziewczynka...

Pewnego dnia włączyła telewizor. Właśnie zaczynał się film o św. Franciszku. Wtedy coś się stało - nie wiadomo nawet jak.
Mała dziewczynka patrzyła jak zaczarowana, chłonęła słowa całą sobą. I nagle okropna skorupa, która otaczała jej serce zaczęła pękać.

Czym poruszył, czym urzekł małą smutną dziewczynkę Święty z Asyżu ?
Nie chodziło o piękne piosenki śpiewane w filmie, nie chodziło o Franciszkową radość, ani o miłość stworzeń...

Mała dziewczynka zobaczyła, że z Bogiem można przeżyć nawet najtrudniejsze chwile...
że można się Mu powierzyć, oddać całkowicie...
z miłości i dla Miłości...
I mała dziewczynka wtedy to uczyniła.

Najpierw były łzy w zaciszu własnego pokoju. Ale to już były inne łzy. Tym razem były to łzy oczyszczenia, łzy powrotu. Była też modlitwa... u stóp krzyża... I wiele godzin przemyśleń...

Rodzice się martwili, denerwowali. Ile razy wchodzili do pokoju widzieli swoją małą córeczkę zamyśloną, wpatrzoną w przestrzeń. Bali się, że ich dziecko traci zmysły... a tak naprawdę ono właśnie wracało do życia.

To nowe życie dopiero się wykluwało. Było takie maleńkie i słabe. Ale już BYŁO.

Bywały jeszcze później chwile trudne, gdy mała dziewczynka wracała do swojego pokoju i do swojego okna, ale nigdy już nie zapomniała o Miłości, nie potrafiła o Niej zapomnieć.

A wszystko zaczęło się od filmu o świętym Franciszku. Bo Pan Bóg zna drogę do każdego serca - czasem może się ona zaczynać od filmu w TV.

Bajka ?
Chyba nie - bo ja znam tę dziewczynkę. :-)


0 komentarze:

Prześlij komentarz