wtorek, 30 grudnia 2003

***

ciężko
ciemno
cierpi dusza
ciało

Ciebie proszę o modlitwę
carmelo

niedziela, 28 grudnia 2003

Codzienność

Zastanawiam się jak to było, gdy Maryja i Józef patrzyli na Dzieciątko Jezus - na swojego Boga...
Tylko życie głębokiej modlitwy... tylko ciągłe wsłuchiwanie się w cichy Głos Najwyższego... mogło dać im poczucie, świadomość, że to Niemowlę to Bóg...

Tak często spodziewamy się mistycyzmu w naszym życiu z Bogiem...
nadzwyczajnych doświadczeń...
uduchowionych rozmów co krok...
aniołów za każdym rogiem...
i unoszenia się na modlitwie...

W drodze do Betlejem, gdy nie można było znaleźć miejsca na nocleg, nie było mistycyzmu...
W żłóbku, które stało się kołyską nie było mistycyzmu...
Gdy uciekali do Egiptu...
Gdy z rozkazu Heroda ginęły dzieci...
Gdy Jezus dorastał w zaciszu domu w Nazarecie...
Gdy uczył się zawodu cieśli...
...nie było mistycyzmu...

Święta nie mogą trwać wiecznie - trzeba się brać do pracy...
... do pracy nad sobą...
...do pracy nad doktoratem...
...do tego wszystkiego, co stawia przede mną kolejny dzień...

...żyjąc życiem modlitwy...
zasłuchania w Głos Najwyższego...
by dostrzegać Boga w codzienności...
jak Święta Rodzina...

piątek, 26 grudnia 2003

Świadectwo

Dziś wspomnienie św. Szczepana - pierwszego męczennika...

"Widzę niebo otwarte i Syna Człowieczego, stojącego po prawicy Boga" (Dz 7,56)

"Panie, nie licz im tego grzechu" (Dz 7,60)

Usłyszałam dziś takie słowa:
"Ta sama Miłość, która sprowadziła Chrystusa z nieba na ziemie... Ta sama Miłość zaprowadziła św.Szczepana z ziemi do nieba"

Za każdym razem, gdy modlę się modlitwą "Ojcze nasz", proszę by nadeszło Królestwo Boże....
Za każdym razem mówię, że wybaczam moim winowajcom...

Oby moje słowa nigdy nie były piękną gadaniną bez pokrycia !

Spotkanie z Emmanuelem

"Dziecię się nam narodziło, Syn został nam dany..." (Iz 9,5)


Już od kilku dni zatrzymywałam się nad tym Słowem...
Szczególny był ten Adwent... dawno nie było we mnie takiego oczekiwania... z całego serca dziękuję Bogu za tę łaskę...

Wigilia też była taka "wyczekana"... i choć były też smutne momenty, przykre sytuacje... to jednak cała moja rodzina starała się trwać w radosnym oczekiwaniu... modląc się za tych, którzy byli powodem tych smutków...
I nadeszła kolacja wigilijna... radosna i pełna pokoju... kolejna, w której mogliśmy wszyscy razem uczestniczyć... a przecież tyle razy spędzaliśmy ją oddzielnie...

Zawsze w takich chwilach stają mi przed oczami szpitalne Wigilie - tyle ich było... tyle razy moi Rodzice spędzali je w pociągu do Zakopanego, by rano zobaczyć się ze mną... by spędzić ze mną kilka godzin...
I ta Wigilia 10 lat temu... gdy wydawało się, że to moja ostatnia... Bóg dał mi te 10 lat... jestem Mu wdzięczna za każdy dzień... i przepraszam Go za każdą chwilę buntu z tych 10 lat...

Dzisiejszy dzień to dla mnie czas zamyślenia nad tymi latami. Wiele się w nich wydarzyło. Wydarzyły się studia, wydarzyło się bycie we wspólnocie... Był czas buntu i skupienia wyłącznie na sobie... Ostatnie lata to było ciągłe pytanie: Co dalej ? Czego chcesz ode mnie, Panie ? Jaka jest moja droga ? ... i strasznie chciałam już wiedzieć... nie stać wciąż w martwym punkcie... i przy każdej okazji pytałam... w każde Święta prosiłam - niech w tym roku coś się wydarzy, co wskaże mi drogę !

Ale tym razem tak nie było... praktycznie nie zmieniło się nic w moim położeniu... moja sytuacja jest taka sama jak przed rokiem, przed dwoma laty... może tylko ze zdrowiem jest gorzej...
A jednak tej nocy nie było we mnie tego wielkiego znaku zapytania o przyszłość...
Na Pasterce stanęłam przed Panem i zapraszałam Go do mego wnętrza... do mego serca... ubogie ono, tak często niewierne... ale tak pełne oczekiwania... i przyszedł, narodził się we mnie !
Spełniły się we mnie życzenia, które wcześniej napisałam na blogu... spotkanie z Emmanuelem umocniło we mnie pragnienie bycia dla Niego... oddania Mu się całkowicie... bez zostawiania niczego dla siebie... bez wybiegania myślą w przyszłość... bez lęku o to, co będzie za kilka lat... z błaganiem o łaskę, by być wierną Bogu do końca... bez względu na to jak miałby on wyglądać...
Wszystko stało się tak łagodnie... "w łagodnym powiewie przychodzisz do mnie..."

A później wracałam do domu z A. i niczym jeden z pastuszków mówiłam Jej o spotkaniu z Panem... I jak za wspólnotowych czasów stałyśmy w mroźną noc, dzieląc się wiarą...

I choć od rana nadchodziły tylko smutne wieści... choć serce boli mnie teraz i w kącikach oczu czają się łzy... jest we mnie wciąż radość ze Spotkania z Emmanuelem... radość pełna ufności, że On wysłucha tych wszystkich intencji, które przepełniają w tej chwili moje serce... że pochyli się z Miłością nad każdym człowiekiem, któremu w tych dniach jest bardzo ciężko...

Jezu, ufam Tobie ! 

środa, 24 grudnia 2003

Życzenia dla Ciebie

W Wigilię Świąt Bożego Narodzenia życzę Ci, by ta noc, w której na nowo pochylamy się nad Tajemnicą Wcielenia, stała się dla Ciebie szczególnym doświadczeniem ogromu Bożej Miłości... Miłości, która uniżyła się przychodząc na świat w ubóstwie Betlejem... oddając się nam całkowicie – abyśmy byli zbawieni...

Niech to doświadczenie będzie dla Ciebie umocnieniem na każdy dzień... Niech prowadzi Cię do zawierzenia Bogu swojego życia... we wszystkim – w zdrowiu i chorobie, w radości i smutku, w tym co przychodzi łatwo i w tym, co kosztuje wiele trudu....

Niech ubóstwo Betlejemskiej szopki, ogołocenie, które wybrał Bóg ze względu na człowieka, będzie dla Ciebie wezwaniem by pójść za Nim... na szczyt Karmelu... ku całkowitemu zjednoczeniu z Nim... z Emmanuelem - Bogiem z nami...

Niech spotkanie z Nowonarodzonym stanie się dla Ciebie źródłem pokoju i radości...
Niech umocni Twoją wiarę, nadzieję i miłość...

Niech ten świąteczny czas i cały nowy 2004 rok będzie dla Ciebie i Twoich bliskich czasem wzrastania w łasce. Niech każdy dzień będzie dla Was darem – darem, który będzie przybliżał Was do Boga.

Ania

poniedziałek, 22 grudnia 2003

Ostatnie dni Adwentu...

Ktoś ostatnio napisał mi, że uzmysławia sobie, że okres Adwentu to wzmożony czas działania szatana, który chce zburzyć naszą radość oczekiwania. W ostatnich dniach Adwentu bardzo mocno tego doświadczam... Z każdym dniem docierają do mnie kolejne smutne wiadomości...

Moja Ciocia kilka miesięcy temu trafiła do szpitala... Położyła się wieczorem spać zdrowa, a obudziła się sparaliżowana od pasa w dół. Diagnoza lekarzy: zapalenie rdzenia kręgowego. Długie miesiące w szpitalu... Ciocia zawsze była osobą energiczną, radosną, pełną optymizmu. Początkowo tak samo podeszła do sytuacji, w której się znalazła. Chciała jak najszybciej stanąć na nogi...
Mija już ósmy miesiąc. Poprawa jest nikła. Kilka dni temu Ciocia wróciła do domu z kolejnego szpitala.
Zamknęła się w czterech ścianach, wyłączyła telefon... nikogo nie chce widzieć, z nikim nie chce rozmawiać...
Świetnie ją rozumiem... Wiem jednak, że to do niczego dobrego nie prowadzi... mnie nie zaprowadziło...
Modlę się, by wpuściła do swego serca Boga... bo tylko On może dodać jej sił... tylko On może nadać sens cierpieniu... wiem to...

Bliskie mi osoby mówią, że utraciły sens życia... że nie chcą już żyć... że tylko śmierci pragną...
Rezygnują z życia z Bogiem, z sakramentów, z modlitwy...

Serce mnie boli, gdy słyszę te słowa... ale dobrze, że je słyszę... że mówią mi o tym, co czują...
To mnie przynagla do modlitwy... do trwania przed Panem wtedy, gdy oni już nie potrafią lub nie chcą...
Modlę się, by w nocy, która ich teraz ogarnia, dostrzegli światło Betlejemskiej Gwiazdy, która zaprowadzi ich do Chrystusa...
Tylko On może przemienić ich życie... po to przyszedł na świat...

Wy też wspomnijcie o nich w swoich modlitwach...


piątek, 19 grudnia 2003

Grzech

"Pierwszym pytaniem, które rosyjski starzec Sofroniusz (1896-1992) - sam będący uczniem świętego starca Sylwana (1866-1938) - zadał nam, kiedy wraz z dwoma moimi współbraćmi odwiedziłem jego klasztor w Anglii, brzmiało w ten sposób: "Czy były takie chwile w waszym życiu, kiedy czuliście się daleko, daleko od Boga?" Miał łzy w oczach, zdając nam to pytanie. Kiedy przytaknęliśmy, wydawało się, że poczuł ulgę. Ta mała uwertura sprawiła, że od samego początku mieliśmy poczucie głębokiej przynależności do siebie i dalej trwaliśmy w atmosferze modlitwy.

Dopiero kiedy doświadczymy, że czystość Boga nieskończenie przewyższa naszą kondycję i zaczynamy z tego powodu cierpieć, możemy Go odnaleźć w nowy sposób. Ból z powodu przepaści, która dzieli nas od Boga, jest równocześnie radością - jeżeli mamy odwagę zaakceptować i uznać naszą nieczystość. Nasza niemożność jest właściwie zdolnością do przyjęcia liczniejszych darów Bożych. Nasz grzech drąży głębię w nas, która woła i przyzywa, aby zostać napełniona głębią Boga. Głębia przyzywa głębię (Ps 42,8)."


/ Wilfried Stinissen, Imię Jezu jest w Tobie. O modlitwie nieustannej /

Spotykając Prawdę, dostrzegam ile fałszu we mnie...
Spotykając Czystość, widzę mój brud...
Spotykając Milczenie Boga, słyszę jak wiele hałasu we mnie...

Jezu, bądź mi litościw !

wtorek, 16 grudnia 2003

Magia czy życie ?

"Modlitwa bez codziennej wierności zmienia się w magię."

/ Gianfranco Ravasi /


Nie chcę poświęcać Ci tylko fragmentów mego dnia... momentów wyrwanych z "życia"...

Chcę BYĆ z Tobą...

poniedziałek, 15 grudnia 2003

Patron

Aby dojść do smakowania wszystkiego, nie chciej smakować czegoś w niczym. Aby dojść do poznania wszystkiego, nie chciej poznawać czegoś w niczym. Aby dojść do posiadania wszystkiego, nie chciej posiadać czegoś w niczym. Aby dojść co tego, by być wszystkim, nie chciej być czymś w niczym.

Aby dojść do tego, w czym nie smakujesz, powinieneś iść przez to, czego nie smakujesz. Aby dojść do tego, czego nie poznajesz, masz iść przez to, czego nie poznajesz. Aby dojść do posiadania tego, czego nie posiadasz, masz iść przez to, czego nie posiadasz. Aby dojść do tego, czym nie jesteś, masz iść przez to, czym nie jesteś.

Gdy zatrzymujesz się nad czymś, przestajesz dążyć do wszystkiego. Aby dojść całkowicie do wszystkiego, musisz zaprzeć się siebie całkowicie we wszystkim. A gdy dojdziesz do posiadania wszystkiego, masz to posiadać nie pragnąc niczego.

W takim ogołoceniu duch znajdzie swój pokój i odpocznienie. Ponieważ nie ubiega się za niczym, nic go nie będzie męczyło w drodze wzwyż i nic nie będzie pociągało w dół, albowiem będzie w samym środku swej pokory.


Wczoraj przypadało wspomnienie św. Jana od Krzyża... taka moja prywatna uroczystość :)
Ten święty zajmuje szczególne miejsce w moim sercu. Poznałam go już ładnych parę lat temu (chyba już minęło 13 lat). Znajomość z nim mocno wpłynęła na moje życie. I nadal na nie wpływa...

Mógł żyć sobie spokojnie w zgromadzeniu, które wybrał. On jednak czuł, że zmiany które zachodzą w regule nie idą w dobrym kierunku. Nie godził się w swoim życiu na półśrodki. Wiedział, że aby dojść do zjednoczenia z Bogiem, trzeba oddać wszystko, utracić wszystko, dać się ogołocić...
I pomimo prześladowań, pomimo uwięzienia i nacisków, pomimo nocy zmysłów i nocy ducha nie cofnął się...
Bo jego celem był szczyt... całkowite zjednoczenie z Tym, Którego ukochał...

Św. Janie od Krzyża bądź patronem mojej drogi na Górę Karmel.


sobota, 13 grudnia 2003

Pedagog

Dwa dni temu przeczytałam książkę o Stanisławie Leszczyńskiej - "Macierzyńska Miłość Życia". Kobieta ta przez ponad dwa lata pełniła funkcję położnej w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu. Ocaliła życie ok.3 000 dzieci... i choć większość z nich została później zamordowana lub zmarła z głodu, zimna i chorób, to jednak każde zostało ochrzczone i otoczone miłością... Kilkanaścioro przeżyło...
Stanisława Leszczyńska robiła to z narażeniem życia, bo jawnie sprzeciwiała się rozkazowi... Gdy kazano jej mordować nowonarodzone dzieci, powiedziała: "Nigdy". I nigdy nie odebrała nikomu życia.
Przeżyła obóz i później jeszcze przez wiele lat pracowała w zawodzie. Z czwórki jej dzieci trójka została lekarzami. Jej syn, Bronisław Leszczyński, napisał w tej książce:
"Gdy zapytano mnie raz, kogo uważam szczerze za największego pedagoga, odpowiedziałem, że tego, który rozszerza i pogłębia moje człowieczeństwo, który uczyni mnie lepszym i najbardziej przybliży do Boga. Takim pedagogiem była dla nas matka."

Kogo uważasz za największego pedagoga ?

piątek, 12 grudnia 2003

Nie bój się

"Nie bój się, robaczku Jakubie,
nieboraku Izraelu !
Ja cię wspomagam - wyrocznia Pana -
odkupicielem twoim - Święty Izraela."
 (Iz 41,14)

Od tak dawna znam te słowa...
tyle razy je słyszałam...
tyle razy je czytałam...

wczoraj, gdy usłyszałam to Słowo na Eucharystii, popłynęły mi łzy...
dwie, może trzy...
łzy ulgi jakiejś niewyrażalnej... po trudach ostatnich dni...
łzy szczęścia... że Jesteś... że kochasz...

krótka chwilka, a tak ważna...
maleńka oaza...

dziękuję

żywe jest Słowo Boże i skuteczne...

wtorek, 9 grudnia 2003

Modlitwa

"Jest to modlitwa bardzo prosta, poprzez którą obejmujemy tych, za których chcemy się modlić, następnie serce, ze wszystkimi tymi troskami, ofiarujemy Bogu, aby On w nie wszedł z całą swoją miłością i po to, aby się nam dać. Poprzez to łagodne dążenie, które wymaga jedynie trochę uwagi, a które w swojej prostocie jest całkowitym darem z siebie złożonym Bogu, przyciągamy do siebie Tego, który pragnie ponad wszystko dać nam Siebie i wszystko objąć swoją miłością... Ta tak prosta modlitwa może być praktykowana wszędzie i zawsze. Daje duszy wielką łagodność, uspokaja wszelką niecierpliwość, wobec tej podwójnej i jedynej miłości Boga i bliźniego topi wszelką twardość"

/ Raissa Maritain /

Szukałam

Szukałam Cię
w błękitnej tafli nad głową
i w zielonej łące pod stopami
Szukałam
w śpiewie ptaków
i w szumie wiatru
I byłeś t a m

Szukałam Cię
w oczach brata
w miłości matczynej
w słowach umierającej koleżanki
I byłeś w n i c h

Szukałam Cię
w Świątyni Domu Twoim
w pięknie obrazów
i w dźwiękach organów
I byłeś

Szukałam Cię
w słowach: twoje grzechy są odpuszczone
i w bieli Opłatka

A Ty przyszedłeś
do mnie, w e m n i e
spotkałam Cię w mym sercu
zawsze t u byłeś
Jesteś

JHWH
Jestem Który Jestem

poniedziałek, 8 grudnia 2003

Nigdy nie rezygnuje

"Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę" (Rdz 3,15)

Bóg ani przez moment nie zostawił człowieka bez pomocy...

Nawet gdy motywy naszego powrotu, nawrócenia są niedoskonałe - tak jak było to w przypadku syna marnotrawnego - On zawsze czeka, wybiega nam na spotkanie i przygarnia do serca.
Bóg nigdy nie rezygnuje z człowieka.
Potrzeba tylko naszej decyzji o powrocie.


 

niedziela, 7 grudnia 2003

Prostujcie ścieżki...

Dziś w mojej parafii organistka uczyła ludzi pieśni. Oto początek:
"Gotujcie drogi Panu, prostujcie ścieżki Jego..."

Hmmm... Zaskoczyły mnie te słowa, bo przecież w Ewangelii jest wyraźnie powiedziane:"prostujcie ścieżki dla Niego".
Organistka jednak twardo utrzymywała, że tak ma napisane. I już.

Czy jednak z nami nie jest właśnie tak ?
Czy nie łatwiej nam "prostować ścieżki" Boga ?
"Narzucać" Mu własny plan co do naszego życia, prosząc jedynie o zatwierdzenie...
Przecież to łatwiejsze, bo nie wymaga naszego wysiłku...
nie trzeba machać łopatą z zakasanymi rękawami...
wystarczy po fakcie powiedzieć: "widać taka była wola Boża"... I już.

A to przecież my mamy prostować ścieżki DLA NIEGO.

sobota, 6 grudnia 2003

Modlitwy wiernych

Spontaniczna modlitwa wiernych dzieci na Roratach:

Módlmy się za Papieża... (o co ? - pyta ksiądz)... żeby był zdrowy !
Módlmy się za siostry zakonne... żeby były zdrowe !
Módlmy się za księży... żeby byli zdrowi !
Módlmy się za wszystkich ludzi... żeby byli zdrowi i długo żyli !


---
Różne są choroby - fizyczne i duchowe...

Módlmy się za wszystkich ludzi o to, by byli zdrowi - duchowo i fizycznie.

----
Dziś na Mszy św. jedno z wezwań modlitwy wiernych brzmiało mniej więcej tak:

Módlmy się za nas tutaj zgromadzonych, abyśmy tak jak stoimy dziś tutaj wokół ołtarza, mogli tak samo stanąć kiedyś razem przed tronem Boga.

Po mojej prawej stronie stała moja Mama, po lewej - Tata. Za plecami słyszałam głos Babci...

Ciebie prosimy - wysłuchaj nas, Panie. :)


czwartek, 4 grudnia 2003

Pracowitość

Mój promotor powiedział ostatnio na seminarium naukowym:
"Napisanie doktoratu to nie tyle wielkie zdolności, co raczej wielka pracowitość"

Tak sobie myślę, że to się w jakiś sposób tyczy wszystkich dziedzin życia...

Pracowitość w życiu zawodowym (nie mylić z pracoholizmem!)...
nie jako sposób dorobienia się "kasy"
ale raczej jako sumienne wykonywanie swoich obowiązków...

Pracowitość w życiu intelektualnym
nie jako sposób zabłyśnięcia w towarzystwie, "pokazania się"
ale raczej jako pragnienie rozwijania swoich możliwości, zdolności, pomnażanie talentów...

Pracowitość w życiu duchowym
nie jako dążenie do bycia lepszym od innych
ale raczej jako współpraca z łaską...

I zachowanie harmonii... modlitwa, praca, odpoczynek...


środa, 3 grudnia 2003

Książki

Kilka lat temu czytałam książkę Jacquesa i Raissy Maritain "Kontemplacja w świecie". Była dla mnie odkryciem, ukazywała inny świat, inne spojrzenie na życie, coś czego istnienie zaledwie przeczuwałam...

Wczoraj wypożyczyłam ją z biblioteki. Zaczęłam czytać już w pociągu...
Czytając ją, widzę jak wiele się we mnie przez te lata zmieniło...
Pewne rzeczy odkrywam na nowo...
Inne stanowią przypomnienie czegoś, z czym kiedyś już się spotkałam...
Są też takie fragmenty, które są potwierdzeniem tego co czuję, tego czego pragnę...
Są jakby wyjęte z mego serca, podsłuchane w duszy...
Cieszę się, że mogę ją znowu przeczytać.

---

Są książki, które stają się dla nas odkryciem...
ukazują nam inny świat,
odkrywają nowe prawdy,
dają świeże spojrzenie na życie...

Są książki, które stają się dla nas potwierdzeniem tego, co jest w nas i wokół nas...
pokazują, że idziemy dobrą ścieżką,
że są ludzie którzy myślą i czują podobnie,
że istnieje świat, w który wierzymy i do którego dążymy...

Dobrze, że są takie książki. :)


wtorek, 2 grudnia 2003

Adwent

W tym roku bardzo czekałam na Adwent...
Chyba jeszcze żadnego roku nie towarzyszyło mi takie oczekiwanie... i to już na kilka tygodni przed...
Czego tak oczekiwałam ? Czego "spodziewam" się od Adwentu ?
Chyba potrzebuję.... nawet nie "chyba"
... potrzebuję takiego czasu zatrzymania, wyciszenia przed Bogiem, trwania w oczekiwaniu wsłuchując się w Jego Głos...
Wiem, nie potrzeba do tego Adwentu, ale to że jest właśnie Adwent nadaje temu wszystkiemu liturgiczny wymiar...

W czasach "wspólnotowych" zawsze w tym okresie składaliśmy sobie życzenia, by Chrystus na nowo narodził się w nas, by każdego dnia rodził się w nas...
Ostatnio rozmawiałam z Mamą o naturze Adwentu, o jego przeżywaniu, i przyszło mi do głowy skojarzenie poniekąd związane z tymi życzeniami.

Chrystus powiedział Nikodemowi, że każdy z nas musi na nowo się narodzić (por. J 3)...
Pomyślałam, że chciałabym żeby ten czas Adwentu prowadził mnie do tego nowego narodzenia, narodzenia się na nowo w Chrystusie...
Chciałabym by był takim czasem w "łonie Boga"... jak czas gdy matka nosi pod sercem swoje dziecko...
W łonie matki dziecko jest bezpieczne, spokojne, hałasy z zewnątrz są w maksymalny sposób tłumione, dostarczany jest dziecku tlen i pokarm, tak potrzebny do prawidłowego rozwoju...
Chcę by ten czas był czasem wyciszenia, pełnego pokoju powierzenia się Rękom Boga... tam zawsze jest bezpiecznie...
Chcę wyciszyć maksymalnie hałasy z zewnątrz, rezygnując z niektórych spraw... z rzeczy które ten hałas nieraz wzbudzają...
Chcę w pełni korzystać z "Bożego tlenu", którym jest Słowo Boga... z pokarmu, którym są Sakramenty...

Chcę dobrze wykorzystać ten czas.

"Otwórz się niebo pokryte chmurami,
I Sprawiedliwy niech zejdzie z obłoków
Jak deszcz ożywczy, co zwilży pustynię
Naszego serca"

/ z hymnu Jutrzni /