poniedziałek, 22 grudnia 2003

Ostatnie dni Adwentu...

Ktoś ostatnio napisał mi, że uzmysławia sobie, że okres Adwentu to wzmożony czas działania szatana, który chce zburzyć naszą radość oczekiwania. W ostatnich dniach Adwentu bardzo mocno tego doświadczam... Z każdym dniem docierają do mnie kolejne smutne wiadomości...

Moja Ciocia kilka miesięcy temu trafiła do szpitala... Położyła się wieczorem spać zdrowa, a obudziła się sparaliżowana od pasa w dół. Diagnoza lekarzy: zapalenie rdzenia kręgowego. Długie miesiące w szpitalu... Ciocia zawsze była osobą energiczną, radosną, pełną optymizmu. Początkowo tak samo podeszła do sytuacji, w której się znalazła. Chciała jak najszybciej stanąć na nogi...
Mija już ósmy miesiąc. Poprawa jest nikła. Kilka dni temu Ciocia wróciła do domu z kolejnego szpitala.
Zamknęła się w czterech ścianach, wyłączyła telefon... nikogo nie chce widzieć, z nikim nie chce rozmawiać...
Świetnie ją rozumiem... Wiem jednak, że to do niczego dobrego nie prowadzi... mnie nie zaprowadziło...
Modlę się, by wpuściła do swego serca Boga... bo tylko On może dodać jej sił... tylko On może nadać sens cierpieniu... wiem to...

Bliskie mi osoby mówią, że utraciły sens życia... że nie chcą już żyć... że tylko śmierci pragną...
Rezygnują z życia z Bogiem, z sakramentów, z modlitwy...

Serce mnie boli, gdy słyszę te słowa... ale dobrze, że je słyszę... że mówią mi o tym, co czują...
To mnie przynagla do modlitwy... do trwania przed Panem wtedy, gdy oni już nie potrafią lub nie chcą...
Modlę się, by w nocy, która ich teraz ogarnia, dostrzegli światło Betlejemskiej Gwiazdy, która zaprowadzi ich do Chrystusa...
Tylko On może przemienić ich życie... po to przyszedł na świat...

Wy też wspomnijcie o nich w swoich modlitwach...


0 komentarze:

Prześlij komentarz