wtorek, 2 grudnia 2003

Adwent

W tym roku bardzo czekałam na Adwent...
Chyba jeszcze żadnego roku nie towarzyszyło mi takie oczekiwanie... i to już na kilka tygodni przed...
Czego tak oczekiwałam ? Czego "spodziewam" się od Adwentu ?
Chyba potrzebuję.... nawet nie "chyba"
... potrzebuję takiego czasu zatrzymania, wyciszenia przed Bogiem, trwania w oczekiwaniu wsłuchując się w Jego Głos...
Wiem, nie potrzeba do tego Adwentu, ale to że jest właśnie Adwent nadaje temu wszystkiemu liturgiczny wymiar...

W czasach "wspólnotowych" zawsze w tym okresie składaliśmy sobie życzenia, by Chrystus na nowo narodził się w nas, by każdego dnia rodził się w nas...
Ostatnio rozmawiałam z Mamą o naturze Adwentu, o jego przeżywaniu, i przyszło mi do głowy skojarzenie poniekąd związane z tymi życzeniami.

Chrystus powiedział Nikodemowi, że każdy z nas musi na nowo się narodzić (por. J 3)...
Pomyślałam, że chciałabym żeby ten czas Adwentu prowadził mnie do tego nowego narodzenia, narodzenia się na nowo w Chrystusie...
Chciałabym by był takim czasem w "łonie Boga"... jak czas gdy matka nosi pod sercem swoje dziecko...
W łonie matki dziecko jest bezpieczne, spokojne, hałasy z zewnątrz są w maksymalny sposób tłumione, dostarczany jest dziecku tlen i pokarm, tak potrzebny do prawidłowego rozwoju...
Chcę by ten czas był czasem wyciszenia, pełnego pokoju powierzenia się Rękom Boga... tam zawsze jest bezpiecznie...
Chcę wyciszyć maksymalnie hałasy z zewnątrz, rezygnując z niektórych spraw... z rzeczy które ten hałas nieraz wzbudzają...
Chcę w pełni korzystać z "Bożego tlenu", którym jest Słowo Boga... z pokarmu, którym są Sakramenty...

Chcę dobrze wykorzystać ten czas.

"Otwórz się niebo pokryte chmurami,
I Sprawiedliwy niech zejdzie z obłoków
Jak deszcz ożywczy, co zwilży pustynię
Naszego serca"

/ z hymnu Jutrzni /




0 komentarze:

Prześlij komentarz