poniedziałek, 13 października 2003

Droga

Dzisiejsza notka będzie inna...
Te słowa są szczególnie dla Ciebie, Niedowiarku, ale dotyczą nas wszystkich... dlatego zamiast odpowiedzi do komentarza czynię z nich notkę i umieszczam je tutaj... mam nadzieję, że nie będziesz mi miała tego za złe...

"Kochany Niedowiarku. Siedzę sobie, czytam po raz chyba dziesiąty Twoje słowa... i zastanawiam się, co Ci napisać... tyle myśli ciśnie mi się do głowy, tyle chciałabym Ci powiedzieć...
Tak chciałabym pomóc Ci pokonać wszystkie blokady, rozbić ściany tej Twojej komórki... Ale to nie jest w mojej mocy... Ja ze swej strony zapewniam Cię, że jesteś w mojej modlitwie - tyle mogę ja. Reszta należy do Boga i do ciebie.

Nie lubię dawać rad typu "zrób to, czy tamto", bo mam świadomość, że droga każdego z nas jest inna.
Wiem jednak to, że póki żyjemy wciąż mamy szansę... szansę na odnalezienie Miłości, Nadziei, Wiary, Pokoju, Prawdy... na odnalezienie, a raczej zostanie odnalezionym przez Boga. Bo On czeka, cały czas jest obok. On może uleczyć nasze rany, lęki, może dodać nam sił... ale do tego, by mógł działać potrzebna jest Mu nasza zgoda. On może wykonać w naszą stronę tysiące czy miliony kroków, pokonać całą drogę - pełną naszego bólu, nieufności, zranień, zawodów... ale ten jeden krok w Jego stronę, krok decyzji musimy wykonać sami. On nic nie zrobi na siłę. Dał nam wolną wolę.

To prawda, że później też potrzeba wiele czasu. Nasza słabość, ograniczoność wciąż się oddzywa. Wciąż upadamy, zawracamy z drogi. Nie da się tego uniknąć. Myślę jednak, że chodzi głównie o to, by powstawać z upadków - sam Jezus dał nam tego przykład w Drodze na Kalwarię. Od Niego możemy czerpać siły.

Życie wiary to ciągłe nawracanie się, ciągłe zwracanie swych oczu na Boga.
To prawda, że każde nawrócenie jest inne, na innym etapie drogi, ale jest rzeczywistością, która jest obecna (powinna być obecna) do ostatniego dnia, do ostatniego tchnienia.
Pięknie ilustruje to historyjka, którą ostatnio przeczytałam. Była ona mniej więcej taka: "Do bardzo starego zakonnika przyszli nowicjusze i prosili go, by powiedział im coś o życiu duchowym, o tym jak zostać dobrym zakonnikiem. Staruszek zamyślił się i odpowiedział im tak: A co ja wam mogę powiedzieć ? przecież ja dopiero zaczynam się nawracać !"

Cóż mogę jeszcze dodać ? chyba nic... pozostaje "zakasać rękawy" i zacząć się nawracać.. "

"Ciągle zaczynam od nowa, lecz często w drodze upadam. Wciąż jednak słyszę te słowa: Kochać to znaczy powstawać."

0 komentarze:

Prześlij komentarz