poniedziałek, 23 lutego 2004

Dies Domini

Moja wczorajsza Niedziela była pracowita... niestety...
Zbliża się dzień spotkania z promotorem i wypadałoby oddać mu kolejny rozdział pracy... a tu ile za mną, tyle przede mną...
Nie jestem w tym bez winy... dobrze o tym wiem, że mogłam lepiej gospodarować czasem...
A teraz ucierpiało na tym moje świętowanie Niedzieli.

W domu zostałam wychowana w świadomości, że Niedziela to Dzień Świąteczny...
Niedziela w moim domu zawsze była dniem poświęconym w szczególny sposób Bogu i Rodzinie.
Była zawsze wspólna Eucharystia, wspólnie spędzany czas...
Tego dnia w moim domu się nie pracuje. Nie ma mowy o jakimkolwiek sprzątaniu, praniu... Nawet rzeczy wyprane wcześniej znikają przed Niedzielą z balkonu. Nigdy nie było żadnego robienia zakupów, wynoszenia śmieci... Babcia zawsze skrupulatnie przestrzegała, by w tym dniu nie były w ruchu nożyczki, druty, igła z nitką...

Czas mojego bycia we wspólnocie, jeszcze pogłębił moje przeżywanie Niedzieli jako Dnia Pańskiego. Bardzo przyczyniła się do tego Siostra, która założyła naszą wspólnotę i umiała nam pokazać, co jest w życiu ważne.
Ona nauczyła nas, by między innymi swoim strojem podkreślać szczególność tego Dnia. Było to na tyle widoczne w naszej miejscowości, że zagościliśmy nawet na łamach lokalnej prasy. :D
W artykule można było przeczytać o grupie młodych osób zaangażowanych w życie Kościoła. Dziewczęta w spódnicach i białych bluzkach, chłopcy w garniturach, z gitarami na których widniała charakterystyczna chrześcijańska "rybka".
Już przez sam fakt odświętnego stroju stawaliśmy się znakiem.

Każdego Niedzielnego Poranka można nas było zobaczyć podążających w stronę kościoła. Spotykaliśmy się tam na około godzinę przed Eucharystią - na próbie śpiewu. Jednak nie była to tylko próba. Ten czas był już dla nas Świętem, Świętem Wspólnoty.
Przed wyjściem na Eucharystię modliliśmy się by nasz śpiew nie był na naszą chwałę, ale jedynie na chwałę Pana. Modliliśmy się za Kapłana, który będzie przewodniczył Najświętszej Ofierze, modliliśmy się za służbę ołtarza i za wszystkich, którzy wraz z nami zgromadzą się w świątyni na Uczcie. Te Msze Św. dawały nam naprawdę doświadczenie tego, że jesteśmy Kościołem... : )

Długie były nasze powroty do domu, z "przystankami" pod kolejnymi blokami osób ze wspólnoty - roześmiani, radośni, w jedności płynącej z Eucharystii. Rozchodziliśmy się do domów, by świętować Niedzielę w Rodzinach... choć różnie to w różnych domach bywało...
Wieczorami w miarę możliwości spotykaliśmy się znowu - w salce katechetycznej, u mnie w domu, u innych osób...
To były wspaniałe godziny... czytaliśmy książki, śpiewaliśmy, dzieliliśmy się wiarą, życiem z Bogiem...
Był czas na czytanie Pisma Św., modlitwę, bycie razem - we wspólnocie...
Nie było czasu, a raczej szkoda było czasu, na przesiadywanie przed TV, komputerem... Nie było czasu na nudę...

Wszyscy chodziliśmy wtedy do szkoły, byli wśród nas maturzyści, studenci... ale wszyscy staraliśmy się o to, by zadania domowe były zrobione przed Niedzielą... I nie chodziło jedynie o to, żeby był czas na spotkanie się z przyjaciółmi... Motywacja była głębsza... Tak myślę... tak było w moim przypadku i tak wynikało z rozmów z innymi osobami... Chcieliśmy całym swoim dniem uczcić Dzień Pański.

Mając to wszystko w pamięci, mocno odczułam wczoraj to, że dużą część dnia spędziłam przed komputerem - nad pracą...
Nie ma już tamtej wspólnoty, nie ma scholi, w której śpiewałam, nie ma długich powrotów z kościoła i wieczornych spotkań...

Ale Niedziela pozostała Niedzielą, Dniem Pańskim.
Ode mnie zależy jak Ją będę przeżywać...

0 komentarze:

Prześlij komentarz