czwartek, 13 listopada 2003

On i Ona i ...

"Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości, nie zatopią jej rzeki" (Pnp 8,7)

Od kiedy pamiętam widywałam ich w kościele. Codziennie byli na Mszy św. Wychowali siedmioro dzieci. Mieszkali z nimi w dwóch pokojach, było bardzo biednie. Przez cale życie pomagali innym, potrzebującym. Umieli się dzielić.

On ostatnio z laseczką, przygarbiony. Zawsze uśmiechnięty, serdeczny. Każdego witał uśmiechem i słowami "Szczęść Boże".
W pierwszy czwartek miesiąca września też był na Mszy św. Następnego dnia, w dniu urodzin, poczuł się źle. Nie poszedł do kościoła. Kazał zawołać księdza. Ksiądz proboszcz przyszedł, wyspowiadał, udzielił Sakramentu Namaszczenia Chorych i Komunii św. Chwilę porozmawiali.
Później przyszły dzieci i wnuki - życzenia złożyć z okazji urodzin. Posiedzieli, porozmawiali. Dziadek wnuczka zawołał do siebie. Wnuczek ostatnio do kościoła chodzić nie chciał, buntował się. Posiedzieli chwilę, poszeptali. Dziadek wnuczka poprosił, żeby jego tajemnicę różanca w Róży przejął, żeby codziennie tę dziesiątkę odmówił. I żeby do spowiedzi poszedł. Wnuczek obiecał. Później On pobłogosławił wszystkich, pożegnał się.
Zostali sami: mąż i żona. On leżał, Ona siedziała przy nim. Rozmawiali. Później Ona wstała, poszła coś zrobić. Odeszła tylko na chwileczkę. Gdy wróciła On leżał na łóżku, na boku, twarz miał zwróconą ku obrazkowi Jezusa Miłosiernego. Nie żył.
Zapłakała... nie zdążyli się pożegnać....
Jego pogrzeb był w niedzielę, w pierwszą niedzielę miesiąca, w którą zawsze zmieniał tajemnicę różańca.... o 15.00... w godzinie Miłosierdzia... Wtedy też wnuczek przystąpił do Sakramentu Pojednania i przyjął Komunię św. I różaniec wciąż odmawia.

Ona została. Było jej smutno bez niego. Zawsze była bardziej skryta od niego, zamknięta w sobie. Pomagała wszystkim. Dla siebie nie chciała nic. Nową kurtkę, którą kupiła jej córka, oddała kuzynce ("Bo mnie to nic nie potrzeba. Starczy to, co mam."). Pożyczała pieniądze, kupowała jedzenie dla biednych sąsiadów. Zawsze taka była. Choć nie umiała się tak radośnie do wszystkich uśmiechać... jak On....
Teraz sama chodziła na Mszę św. I tęskniła.
1 listopada stała nad jego grobem. Modliła się, płakała. Prosiła: "Zabierz mnie, wyproś mi tę łaskę. Nie chcę tu być bez Ciebie". Wieczorem źle się poczuła. Zawołali księdza. Nieprzytomna trafiła do szpitala. Diagnoza: wylew. Ponad tydzień leżała w szpitalu. Nie odzyskała przytomności. Zmarła w niedzielę w nocy. We wtorek byłam na jej pogrzebie... był o 15.00... w godzinie Miłosierdzia...

I jeszcze jedno... Zawsze powtarzała dzieciom: "Pamiętajcie. Choćby było bardzo biednie... trzymajcie się razem. Nigdy się nie kłóćcie."
Po pogrzebie spotkali się w gronie rodzinnym. Wyniknął jakiś spór między dwoma braćmi. Zaczęła się kłótnia. I właśnie wtedy przyszedł SMS od trzeciego brata, który już pojechał do domu. Treść SMS-a: "Pamiętajcie. Nie kłóćcie się. Mama zawsze o to prosiła." I już było po kłótni. :)

---

wciąż są takie miłości...
nie takie w których wszystko się układa...
bo i bieda była... i problemów wiele ...
ale takie, w których związek dwojga to tak naprawdę związek trojga...
bo to byli: On i Ona i BÓG - zjednoczeni w Miłości...
tam gdzie jest taka Miłość wszystko jest możliwe....

"Tak więc trwają wiara, nadzieja i miłość - te trzy. Z nich zaś największa jest miłość" (1 Kor 13,13 )




0 komentarze:

Prześlij komentarz