poniedziałek, 29 września 2003

Doły, dołki, dołeczki...

Wciąż od kogoś słyszę: "Mam doła".
Mnie się one też zdarzają...
i tak sobie myślę:
czym jest "dół" ?
co go powoduje ?
jak się zachowywać, gdy przyjdzie ?

Każdy ma trudne dni... ja też...
przychodzą problemy... smutne myśli...
przyszłość rysuje się czarno..
samotność przestaje być wyborem, lecz staje się smutną rzeczywistością...
milczenie wynika z braku osób do rozmowy, a nie jest chęcią słuchania Boga...

To chyba naturalne, że przychodzą takie chwile...
Nie ma ludzi, którzy uśmiechają się i radują non stop.
Na każdego przychodzą trudne chwile i jakby ich nie nazwać (dół, chandra, pustynia...), wpływają na nasze życie.

I co w taki razie ? biernie im się poddać ?

Nie...
to byłoby najłatwiejsze...
siąść w swoim dołku i taplać się w błocie, żalu, smutku, pesymizmie, ponuractwie...

Dół jest po to, by z niego wyjść...
Pustynia po to, by ją przejść...

Gdy zatrzymuję się w swoim dole, zaczynam użalać się nad sobą, płakać nad swoim życiem...
...wtedy swój wzrok kieruję na siebie...
...przestaję patrzeć na Boga...

A gdy tracę z oczu Boga, to tracę też Cel, ku któremu zmierzam.

Pustynia ma mnie czegoś nauczyć...
wzmocnić...
wypróbować...

Jest potrzebna jako pozytywne doświadczenia...
jako etap w drodze...
tak mam ją przeżywać...

Chcę jak najszybciej dotrzeć do celu,
dlatego nie chcę zatrzymywać się w drodze.
Chcę jak najszybciej zakopywać własne doły, podnosić się z upadków.

Panie, dziękuję Ci za trudności...
one uczą mnie wytrwałości w podążaniu za Tobą.

---

Bóg stworzył góry i doliny, morza i jeziora, lasy i pustynie.
Bóg widział, że to wszystko było DOBRE !




0 komentarze:

Prześlij komentarz